19 kwietnia 2011

GP Chin: wyścig

Lewis Hamilton utarł nosa Sebastianowi Vettelowi, a Mark Webber pokazał, że wyniki kwalifikacji o niczym nie przesądzają. O niesamowitym GP Chin będzie mówiło się jeszcze długo. Dlaczego? Chyba nikomu tłumaczyć nie trzeba. Moim zdaniem czegoś tu jednak zabrakło...



Podczas niedzielnego poranka po głowie chodziło mi mnóstwo różnych scenariuszy: pozytywny -wygrana Button lub Hamilton; negatywny -wygrana Vettela ('nie jest ważne jak potoczy się wyścig, i tak wygra Vettel)' i obojętny:  pierwsza w karierze wygrana Rosberga. Na szczęście miałam dziś powody do radości i mogłam zanucić pod nosem "God Save the Queen".

Nie ukrywam, że zwycięstwo Hamiltona jest dla mnie wielkim wydarzeniem. Nie chodzi nawet o to, że zdetronizował (czy jak to nazwać) Vettela. Przez ostatnie 10 okrążeń płakałam jak poparzona, bo zbyt długo nie widziałam wygrywającego Mclarena. Zdaję sobie sprawę, że gorsza dyspozycja Niemca, a raczej jego bolidu (głównie za sprawą taktyki i KERSu), może być uznana za wypadek przy pracy i jednorazowe wydarzenie. Wierzę jednak, że przyjazd F1 do Europy spowoduje, że RBR będzie miał jeszcze bardziej utrudnione zadanie.

Jak ocenić cały wyścig? W niedzielę zobaczyliśmy 87 manewrów wyprzedzania. Rekordzistą okazał się Webber, co akurat nikogo nie powinno dziwić i wyprzedzał 16 razy. Opony Pirelli spisały się bardziej, niż wszyscy oczekiwali. Czy jednak bezsprzeczna ciągłość akcji na torze spowodowała, że wyścig mógłby się wpisać w moje prywatne top 10? Nie. W dziesięciopunktowej skali ocenia GP Chin na 7. Czegoś w tym wszystkim zabrakło. Jest to swego rodzaju "x factor" Formuły 1. Wielu powie, że tym elementem jest Robert Kubica. Dla kogoś owszem, dla mnie nie. Spójrzmy na statystyki:

WyścigUkończyło
2011 GP Chin23
1952 GP Wielkiej Brytanii 22
2010 GP Brazylii22
2010 GP Europy21
1976 GP Kanady20
2005 GP Włoch20
2007 GP Turcji20
2007 GP Włoch20
2010 GP Wielkiej Brytanii20
2010 GP Belgii20
2010 AGP Abu Zabi20
GP Chin pobiło rekord po względem liczby kierowców, którzy dojechali do mety. O Czym to świadczy? Było bardzo bezpiecznie. Oczywiście nie chcę, by ściganie przerodziło się w niemal krwawą jatkę z narażaniem życia. Po prostu zabrakło mi konkretnego dramatyzmu: kraksa przy manewrze wyprzedzania, wybuchające silniki, poprzebijane opony. Dane nam było zobaczyć jedno odpadające koło i to u zawodnika, który niebyt liczy się w walce o cokolwiek (wybacz Jaime!). Wiem, że pewnie przeczytam teraz coś w stylu "Wolisz dalej oglądać nudne procesje?!". Nie, nie wolę. Cieszę się, że liczba wyprzedzeń tak bardzo wzrosła, ale niezadowalająca jest ich jakość. Nie dość, że dochodzi do nich w miejscach, gdzie zdarzało się to od zawsze (prosta startowa, konkretny zakręt itp.), to przypomina to bardziej wymijanie niż wyprzedzanie. F1 stała się bardziej kolorowa, ale przypomina raczej sztuczną lalkę barbie, niż śliczny pawi ogon. Początkowa euforia zamieniła się w niedosyt.

 zdjęcia dzięki Mclaren Media Centre,
kopiowanie zabronione!

Zapewne i tak z całego wyścigu wszyscy najbardziej zapamiętają "manewr" Buttona. Presja, chwilowa, dekoncentracja, po prostu pomyłka -zdarza się. Przykro zabrzmiała jednak opinia jednego z mechaników RBR, który stwierdził, że błąd Brytyjczyka nie był przypadkiem, a sprytnie ukartowaną przez Mclarena zagrywką, która miałaby spowolnić mechaników oczekujących na Vettela. Niesamowita teoria! Gratuluję! Tylko co zyskał na tym Button?

Bardzo cieszę się z wygranej Lewisa i wierzę, że to dobry omen przed moją zbliżającą się maturą. Po tym poście zamilknę na jakiś czas i ukaże się tylko jeden wpis z cyklu Formuły Kobiet. Odezwę się w okolicach GP Turcji. Trzymajcie za mnie kciuki!

5 komentarzy:

  1. Przyznam, że coś w tym jest. Było dużo wyprzedzań, ale były to wyprzedzania na tej zasadzie, że mam nowe opony i mogę użyć DRS, a ktos przede mną nie ma tego przywileju. No ale i tak uważam, że lepiej jest oglądać takie coś niż te słynne procesje. Poczekajmy jeszcze na inne GP, będzie wiecej materiału do analizy :)

    www.robert-k.blog.onet.pl zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z Tobą w 100%. :)

    Ale muszę obronić Jaime! On jeszcze kiedyś będzie wielki, zobaczysz! :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Kciuki trzymamy, a co do jakości wyprzedzania to mam bardzo podobne odczucia i wrażenia :). Zresztą do siebie też zapraszam ;-)

    http://babsko-sportowo.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. kochana Margo, kiedy kolejny artykuł z cyklu "Formuła kobiet"?

    OdpowiedzUsuń
  5. Kolejny artykuł powinien pojawić się w czasie świąt, ewentualnie krótko po nich ;)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie jesteś zalogowany lub nie posiadasz swojej strony wybierz z listy opcję [Anonimowy]